Mateusz Morawiecki and Klaus Iohannis during the joint press conference/ photo by Polish Prime Minister's Office

Być kluczowym regionalnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, wzmocnić swoją pozycję w NATO – to podstawowe obecnie cele polskiej polityki zagranicznej. Wizyta premiera Mateusza Morawieckiego w Bukareszcie pokazuje polską determinację, by zacieśnić więzi z partnerami, którzy o swojej roli myślą podobnie. Najbardziej jednak potencjalnie przełomowe słowa padły, gdy Polacy i Rumuni rozmawiali o gospodarce.

Polski premier Mateusz Morawiecki rzadko wyraża się o innych państwach i o zagranicznych przywódcach z takim zachwytem, z jakim mówił 28 marca o Rumunii i jej prezydencie Klausie Iohannisie.

– Polska i Rumunia to najbliżsi sojusznicy amerykańscy. Jesteśmy filarami Paktu Północnoatlantyckiego w tej części Europy – mówił Morawiecki na konferencji prasowej.

Dodał też, że Iohannis, jak mało kto spośród europejskich przywódców, doskonale rozumie „ryzyka za wschodnią granicą”.

Gospodarz odwzajemnił się, określając Polskę mianem niezawodnego sojusznika i wieloletniego przyjaciela Rumunii.

Od pierwszych dni rosyjskiej inwazji na Ukrainę Polska kieruje do Kijowa broń i pomoc humanitarną. Przez Polskę trafia do ukraińskich obrońców również sprzęt z innych państw Zachodu. Polska przyjęła największą liczbę ukraińskich uchodźców wojennych i uprościła dla nich procedury podejmowania pracy.

Niegdyś ambicją Warszawy było występowanie w roli głównego adwokata europejskich aspiracji Ukrainy i naczelnego w Unii Europejskiej specjalisty od (postradzieckiego) Wschodu. Obecnie ambicje te idą jeszcze dalej.

Polska chciałaby kształtować europejską politykę wobec Rosji (z całą surowością traktując reżim Putina i nie dopuszczając do żadnych kompromisów z Moskwą), a także współdecydować o wsparciu dla Ukrainy i jego rozmiarach. Polska polityka wschodnia to zresztą nie tylko Ukraina, ale też systematyczne poparcie dla białoruskiej antyłukaszenkowskiej opozycji, połączone z oczekiwaniem, że w razie jej zwycięstwa – co prawda obecnie trudnego do wyobrażenia – Polska będzie współkreować kierunki białoruskiej transformacji gospodarczej i politycznej.

Polskie aspiracje łączą w sobie pierwiastek historyczny i ściśle współczesny, a elementy te nie są między sobą w sprzeczności.

Intencją Stanów Zjednoczonych, po stronie których Polska – niezależnie od tego, jaką partię ma aktualnie u władzy – pozycjonuje się jednoznacznie i bez zastrzeżeń, jest wzmocnienie swojej obecności w geograficznym centrum Europy, blokowanie Rosji, a do tego niedopuszczenie, by (żywe przed 24 lutego 2022 r.) koncepcje strategicznej autonomii „starej Europy” faktycznie stały się ciałem. Cele te można znakomicie połączyć ze starymi koncepcjami polskiej polityki wschodniej – czy to prometeizmu (wspierania ruchów narodowych na terenie Imperium Rosyjskiego, by doprowadzić do jego osłabienia, a może i rozpadu), czy to demokratyzacji Ukrainy i Białorusi w sojuszu z Polską, a przeciwko niedemokratycznej Rosji. Przy całym tragizmie tego stwierdzenia – wszak w tle jest prawdziwa wojna i prawdziwe ofiary – uznać można, że po 1989 r. nie było lepszego dla Polski czasu na realizowanie tak sformułowanej polityki wschodniej. Nigdy wcześniej polskie twierdzenia, że wszelkie porozumienia z Rosją są niewskazane i nierealne, a Unia Europejska winna szukać partnera w Kijowie, nie były traktowane podobnie poważnie przez zachodnioeuropejskich polityków.

Polska dąży do skonsolidowania zdobytej w tych okolicznościach silniejszej pozycji i naturalnym jest zwracanie się w tym momencie do państw, które zdają się podobnie proamerykańskie, proukraińskie i zdecydowane walczyć z Rosją bez względu na koszty.

Prezydent Iohannis podobnie jak polscy politycy chce być jednym z tych liderów, którzy współtworzą politykę europejską w sprawie Ukrainy i mają wiele do powiedzenia w NATO. Zacieśnienie kontaktów z Rumunią wydaje się istotne z jednego jeszcze punktu widzenia. Polityka Viktora Orbana wobec wojny i wobec Rosji oznacza załamanie tradycyjnej współpracy dwóch środkowoeuropejskich państw, które wspierały się nawzajem w obliczu konfliktu z Brukselą w sprawie łamania zasady praworządności. Równie bezsensowne byłoby dla Polski stawianie na montowane przed 2022 r. kontakty ze skrajnie prawicowymi partiami w całej Europie. Poza włoskimi Fratelli d’Italia formacje te mają nikłe szanse na przejęcie w swoich krajach władzy w przewidywalnej perspektywie, a niektóre z nich w sprawie Ukrainy zajęły stanowiska niejednoznaczne lub wręcz prorosyjskie.

Jak zauważył w rozmowie z Cross-Border Talks rumuński politolog Ovidiu Vaida, takie kraje jak Francja czy Niemcy, choćby nawet ich elity uznały niesłuszność dawnej polityki wobec Moskwy, nie zrezygnują po wojnie z wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej. Dla Polski i innych proatlantyckich krajów regionu jedyną szansą, by utrzymać zdobytą po 24 lutego pozycję, jest występowanie jako blok, który – z poparciem USA – mógłby stanowić dla nich przeciwwagę.

– Chcemy być silni własną siłą, ale nasza współpraca umacnia nas wyraźnie i wzmacnia ten głos w sposób bardzo widoczny – mówił o tym Morawiecki.

To, że polsko-rumuńska współpraca wojskowa w ramach NATO będzie kontynuowana, przedstawiano podczas wizyty jako rzecz nieulegającą najmniejszym wątpliwościom. Jeśli w przeszłości Polsce i Rumunii zdarzało się rywalizować o to, kto ma bliższe i lepsze kontakty z Waszyngtonem, teraz premier i prezydent zademonstrowali gotowość do traktowania się jako równorzędnych partnerów. Dzieje się to zresztą bez większej szkody dla historycznych i symbolicznych ambicji obu stron – polskie koncepcje polityki wschodniej zawsze dotyczyły raczej wschodniej Słowiańszczyzny i basenu Morza Bałtyckiego niż Mołdawii i regionu Morza Czarnego, dokąd kierują się zainteresowania rumuńskie.

Polski premier pojawił się w Bukareszcie na otwarciu Rumuńsko-Polskiego Forum Biznesowego, a deklaracje, jakie padły podczas wizyty na tematy związane z gospodarką brzmią jeszcze ambitniej, niż te dotyczące spraw wojskowych.

Klaus Iohannis przypomniał, że „Polska to jeden z największych partnerów handlowych Rumunii w regionie. W 2022 r. dwustronna wymiana handlowa osiągnęła rekordowy poziom prawie 11 miliardów euro”. Morawiecki przyznał mianowicie, że po 25 latach Polska i Rumunia zrozumiały, że „lepiej współpracować, niż być rozgrywanym przez silniejszych”. Podobne słowa padły następnie podczas rozmów Morawieckiego z premierem Nicoale Ciucą. Polski premier przyznał tym samym, że model rozwoju całej postsocjalistycznej Europy Wschodniej, polegający na konkurowaniu niskimi kosztami pracy i przyciąganiu zagranicznych inwestorów, okazał się drogą donikąd. Państwa regionu pozyskują inwestycje, rywalizując ze sobą nawzajem, a cały region nie mogą wyjść z pułapki peryferyjności. Ostatecznie zaś – czego Polska już doświadcza – pozyskani inwestorzy i tak odchodzą, kiedy uzyskiwany dochód przestaje odpowiadać ich oczekiwaniom.

Nawiasem mówiąc – jeśli wojna w Ukrainie skończy się, a władze w Kijowie przyjmą przy odbudowie kurs neoliberalny (na co wszystko obecnie wskazuje), masowy odpływ inwestorów z Europy Środkowo-Wschodniej nad Dniepr jest zagrożeniem tym bardziej realnym.

Deklaracje polskiego premiera brzmią jak zaproszenie do wspólnego poszukiwania innych możliwości rozwoju we współpracy wzajemnej, co godne jest odnotowania. Odrębnym pytaniem pozostaje jednak to, jakie mogłyby być to możliwości – zaproponowana przez Morawieckiego współpraca oparta na wspieraniu małych i średnich firm (czyli sprzyjaniu wzrostowi rozproszonego kapitału narodowego) to alternatywa średnio porywająca. Scenariusze realizowane z większym rozmachem – w tym duże inwestycje państwowe w kluczowych sektorach gospodarki – wymagałyby m.in. korekt w polskim i rumuńskim systemie fiskalnym, odejścia od wiary w cudowną moc niskich podatków. To byłoby już przełomem prawdziwym.

Z pewnością Polsce i Rumunii łatwiej będzie jednak realizować nakreślone podczas wizyty cele z zakresu współpracy wojskowej. Bo chociaż w obydwu państwach są środowiska i głosy, którym euroatlantycki, mocno proamerykański i mocno proukraiński kurs się nie podoba, nadal jest to mniejszość (w przypadku Polski bardzo niewielka) opinii publicznej. W Rumunii istnienie w społeczeństwie antyukraińskich (czy antysłowiańskich) uprzedzeń nie przeszkodziło w przyjęciu takiego a nie innego kursu polityki zagranicznej, w Polsce trudny bagaż wspólnej z Ukraińcami historii również nie udaremnia solidarności z walczącym sąsiadem.

Gdyby jednak oba państwa postanowiły poważnie zakwestionować, choćby w części założenia neoliberalnej, post-socjalistycznej polityki gospodarczej, stanęłyby przed dużo większym wyzwaniem.

About The Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: