Bogdan Cozma: Obserwujemy wzmocnienie strategicznego partnerstwa między Polską a Rumunią
Wywiad na temat dynamiki stosunków Rumunii z jej sąsiadami i partnerami w Europie Środkowej, Wschodniej i Południowo-Wschodniej z ekspertem German Marshall Fund

Vladimir Mitev
Bogdan Cozma jest koordynatorem programu w German Marshall Fund, specjalizującym się w geopolityce Europy Środkowej i Wschodniej oraz roli zaangażowania obywatelskiego we wzmacnianiu demokracji. Jego obszary specjalizacji obejmują Inicjatywę Trójmorza, instytucje Unii Europejskiej, politykę zagraniczną i dynamikę geopolityczną regionu Morza Czarnego.
Posiada tytuł licencjata nauk politycznych i tytuł magistra filozofii, polityki i ekonomii (PPE) na Uniwersytecie w Bukareszcie. Obecnie jest doktorantem w Szkole Doktoranckiej Spraw Międzynarodowych Akademii Studiów Ekonomicznych w Bukareszcie.
Bogdan Cozma wyjaśnia dynamikę i sprzeczności w stosunkach rumuńsko-polskich, ostrzega, że nie należy przesadzać z uznawaniem stosunków rumuńsko-węgierskich za szczególnie dynamiczne i zauważa tendencję do poprawy relacji rumuńsko-ukraińskich, w których jednak nadal istnieją nierozwiązane kwestie dotyczące praw mniejszości rumuńskiej na Ukrainie. Cozma zauważa, że partnerzy euroatlantyccy chcą bliższej współpracy między Rumunią, Bułgarią i Turcją, ale chce, aby więcej inicjatyw współpracy pochodziło bezpośrednio z Bukaresztu lub Sofii, a nie jako reakcja na presję zewnętrzną. Jeśli chodzi o następnego prezydenta Rumunii, analityk stwierdza, że niezależnie od tego, czy będzie on suwerenistą, czy proeuropejskim politykiem, jego polityka zagraniczna będzie w dużej mierze zależeć od tego, jakie wiatry będą wiać w regionie. Po zniknięciu skrajnie niebezpiecznej dla międzynarodowych relacji Rumunii postaci Călina Georgescu, Rumunia nadal będzie miała dobre stosunki z Europą Zachodnią, jeśli wyłoni się suwerenistyczny prezydent. A jeśli prezydent będzie proeuropejski, raczej nie będzie aktywnym aktorem zewnętrznym i najprawdopodobniej będzie podążał za linią europejską bez większej własnej inicjatywy.
W Rumunii istnieje fascynacja Polską, jej sukcesem gospodarczym, jej wpływami na poziomie UE, a nawet tym, jak religijni, kochający Boga Polacy bronią swoich interesów w Unii. Ale widzimy również na przestrzeni ostatnich dziesięciu i więcej lat, że kiedy Rumunia wybiera niemieckojęzycznego prezydenta, Polska zwraca się ku suwerenistom i odwrotnie – kiedy Donald Tusk, oskarżany w Polsce o proniemieckość, jest premierem w Warszawie, suwerenizm rośnie w siłę w Rumunii. Jaka jest prawdziwa natura relacji polsko-rumuńskich? Ile jest w nich rywalizacji, ile wspólnych interesów i współpracy?
Rzeczywiście, coraz łatwiej zauważyć, że zarówno politycy w Bukareszcie, jak i rumuńscy eksperci bacznie obserwują sukcesy Warszawy. Kiedy jednak mówimy o relacjach polsko-rumuńskich, nie możemy po prostu rozważać dychotomii między współpracą a konkurencją.
Polska jest modelem, który zarówno proeuropejscy Rumuni, jak i suwereniści chcą powielać z diametralnie różnych powodów. Z jednej strony, Polska przyciąga zainteresowanie rumuńskich zwolenników Unii Europejskiej, którzy postrzegają Donalda Tuska jako przykład dalekosiężnie myslącego lidera, traktowanego poważnie przez zachodnioeuropejskich partnerów wspierających projekt europejski. Jednocześnie suwereniści doceniają partię Prawo i Sprawiedliwość (PiS) oraz, w bardziej radykalnej formie, partię Konfederacja, która promuje dyskurs nacjonalistyczny i zorientowany na tradycyjne wartości, a do tego zachowuje się buntowniczo wobec Brukseli. Innymi słowy, możemy mówić o cichym szacunku rumuńskiej klasy politycznej wobec Polski.
Jeśli chodzi o wybór przywódców o poglądach proeuropejskich lub suwerenistycznych, nie wydaje się, aby miało to znaczący negatywny wpływ na stosunki dwustronne. Zwracam uwagę na lata 2012-2015, kiedy w Rumunii premierem był polityk, który dziś jest suwerenistycznym kandydatem w wyborach prezydenckich w maju 2025 r., a w Polsce u steru rządu był Donald Tusk. Nie było to przeszkodą w rozwoju stosunków Rumunii z Polską.
Następnie, jak Pan wspomniał, mieliśmy do czynienia z odwróceniem sytuacji: wyborem niemieckojęzycznego prezydenta w Rumunii, podczas gdy w Polsce do władzy doszła koalicja suwerenistów. Również to nie doprowadziło do pogorszenia stosunków między oboma krajami, ponieważ był to okres, w którym powstawały wspólne projekty strategiczne, takie jak Inicjatywa Trójmorza, format Bukareszt 9 czy współpraca w dziedzinie energii jądrowej.
Po tym, gdy znacznie ochłodziły się stosunki polsko-węgierskie po wybuchu wojny na Ukrainie, ówczesny premier Polski Mateusz Morawiecki odwiedził Bukareszt. Ruszył szereg inicjatyw kulturalnych i innych działań mających sprzyjać porozumieniu między Rumunami i Polakami. Co wydarzyło się w stosunkach rumuńsko-polskich od wizyty Morawieckiego w marcu 2023 r. do dziś?
Ostatni okres był czasem wzmacniania strategicznego partnerstwa między Polską a Rumunią, nie tylko w dziedzinie kultury, ale także w dziedzinie gospodarki i obronności.
Z perspektywy kulturalnej oba kraje ustanowiły 3 marca Dniem Solidarności Polsko-Rumuńskiej. Po tym geście nastąpiła inauguracja Rumuńsko-Polskiego Sezonu Kulturalnego (2024-2025), w ramach którego na pierwszy plan wysunęły się wystawy i wydarzenia organizowane w muzeach i instytucjach kulturalnych w obu krajach.
Być może jeszcze ważniejszym wydarzeniem była koordynacja w dziedzinie obronności. Rumunia postanowiła pójść w ślady Polski i zakupić samobieżne haubice K9 z Korei Południowej, planując ich lokalną produkcję. Biorąc pod uwagę, że Polska również korzysta z tego samego systemu, decyzja ta znacząco pomaga obniżyć koszty utrzymania.
Z ekonomicznego punktu widzenia wymiana handlowa między oboma krajami przekracza 11 miliardów euro rocznie, a duże polskie firmy, takie jak grupa Żabka (stojąca za marką Froo) i PKO Bank Polski, zdecydowały się na ekspansję na rynek rumuński.
Błędem byłoby jednak postrzeganie tych ruchów jako rezultatu pogorszenia relacji między Polską a Węgrami. Rumuńsko-polskie partnerstwo poprzedza zerwanie stosunków między Budapesztem a Warszawą i będzie nadal rozwijane w oparciu o wspólne interesy, niezależnie od rozwoju stosunków między Polską a Węgrami.
Stosunki węgiersko-rumuńskie od dawna utrzymują się na wysokim poziomie. Jak to zbliżenie Rumunów i Węgrów – na poziomie elit i ludzi – wpływa na stosunki polsko-rumuńskie i ukraińsko-rumuńskie? Czy wśród rumuńskich elit, a zwłaszcza wśród rumuńskich suwerenistów, nie ma pewnej niechęci do zbliżenia z Polską i Ukrainą?
Poruszył Pan tutaj kilka powiązanych ze sobą kwestii. Pozwolę sobie odnieść się do nich po kolei, zaczynając od stosunków rumuńsko-węgierskich.
Relacje te przejawiają się bardziej na poziomie deklaratywnym. Oczywiście poparcie Węgier dla przystąpienia Rumunii do strefy Schengen zostało uznane i docenione przez klasę polityczną w Bukareszcie. Jeśli jednak spojrzymy poza ten epizod, zobaczymy, że większość konkretnych projektów współpracy między tymi dwoma krajami odbywa się w formatach wielostronnych, takich jak Unia Europejska, NATO czy Inicjatywa Trójmorza, w które zaangażowane są również inne państwa.
Na poziomie dwustronnym widzieliśmy deklaracje chęci zintensyfikowania współpracy w różnych obszarach (energia, handel, transport itp.) podczas spotkań rządowych między Rumunią a Węgrami. Jednak nawet w tych kontekstach strona rumuńska publicznie podkreślała zagrożenia dla bezpieczeństwa stwarzane przez Federację Rosyjską. Dlatego nie możemy mówić o znaczącym postępie. Niedawnym przykładem jest sprzeciw wyrażony przez rumuńskie władze wobec zamiaru przejęcia E.ON przez węgierską grupę MVM, który był motywowany względami bezpieczeństwa.
Stosunki gospodarcze również nie poczyniły znaczących postępów. Udział rumuńskiego importu z Węgier spadł z 8,4% w 2010 r. do 6,3% obecnie. Z kolei import z Polski wzrósł w tym samym okresie z 3,6% do 6,2%.
Zdolność Węgier do wpływania na stosunki Rumunii z Polską lub Ukrainą jest niewielka. Po pierwsze, taki wpływ byłby sprzeczny z interesami Rumunii w zakresie bezpieczeństwa. Po drugie, generowałoby to napięcia nie tylko w relacjach z tymi dwoma krajami, ale także w relacjach z Brukselą. I po trzecie, z realistycznej perspektywy stosunków międzynarodowych, Węgry nie mają nic do zaoferowania Rumunii: ani korzyści gospodarczych, ani gwarancji bezpieczeństwa. Sama sympatia mniejszościowego segmentu klasy politycznej i elektoratu nie wystarczy do wprowadzenia drastycznych zmian w polityce zagranicznej.
Jeśli chodzi o stanowisko suwerenistycznych elit politycznych wobec ewentualnego zbliżenia z Polską i Ukrainą, wspomnę najpierw, że oba kraje należy traktować oddzielnie. W przypadku Polski, oba segmenty politycznego spektrum w Bukareszcie z zainteresowaniem śledzą rozwój wydarzeń w Warszawie, choć niekoniecznie oznacza to silne pragnienie zacieśnienia współpracy. Jednak obecni przedstawiciele nurtu suwerenistycznego w wyścigu prezydenckim wykazywali w przeszłości otwartość na Polskę.
Sytuacja w Ukrainie jest bardziej złożona. Tutaj rzeczywiście istnieje niechęć ze strony suwerenistów do zbliżenia, ale na to stanowisko nie mają wpływu Węgry. Wpływ wywierany przez Waszyngton, a w szczególności stanowisko prezydenta Donalda Trumpa wobec Ukrainy, będzie miał znacznie większe znaczenie. To on może zachęcić rumuńskie władze do konkretnych kroków lub, przeciwnie, zniechęcić je.
W momencie rozpadu Związku Radzieckiego Rumunię i Ukrainę dzieliło kilka nierozwiązanych problemów. Jednak w październiku 2023 r. oba kraje nawiązały strategiczne partnerstwo, a latem 2024 r. podpisały umowę o współpracy w zakresie bezpieczeństwa. Jaki jest obecny stan stosunków dwustronnych? Jak bardzo rumuńskie elity polityczne są zadowolone z sytuacji na polach, które kiedyś dzieliły oba kraje – na przykład z praw państwowych i kulturowych mniejszości rumuńskiej w Ukrainie?
Dla tych, którzy patrzą z zewnątrz i próbują zrozumieć naturę stosunków rumuńsko-ukraińskich, ważne jest, aby najpierw zrozumieć, że do 2014 roku Ukraina nie istniała w zbiorowym umyśle Rumunów jako suwerenne, niezależne państwo z własną polityką zagraniczną. Przed Euro-Majdanem i wybuchem wojny w Donbasie rumuńskie społeczeństwo postrzegało Ukrainę raczej jako przedłużenie Moskwy. Widziano w niej państwo dostosowane do agendy Kremla, w sposób porównywalny do obecnego postrzegania Białorusi.
Konflikty, o których wspomniałeś, takie jak spór o delimitację wyłącznych stref ekonomicznych wokół Wyspy Wężowej czy konflikt naddniestrzański (w którym Rumunia wspierała Republikę Mołdawii, a Ukraina naddniestrzańskich separatystów), nie przyczyniły się do odmrożenia stosunków dwustronnych.
Sytuacja zmieniła się znacząco po 2014 roku. Pierwszym krokiem była intensyfikacja stosunków handlowych wraz z obniżeniem ceł po podpisaniu umowy stowarzyszeniowej między Ukrainą a Unią Europejską. Następnie podjęto kilka ważnych kroków w celu wzmocnienia współpracy w obszarach takich jak bezpieczeństwo, infrastruktura i kultura.
Wraz z pełnoskalową rosyjską inwazją rozpoczętą 24 lutego 2022 r., Rumunia zapewniła Ukrainie znaczące wsparcie wojskowe. Chociaż transfery te zostały przeprowadzone bez przejrzystej komunikacji z obywatelami rumuńskimi, wiadomo (z ukraińskiej prasy), że Rumunia dostarczyła sprzęt i amunicję kompatybilną z radzieckimi systemami w ukraińskiej armii, a także nowoczesną technologię wojskową, taką jak bateria Patriot.
Jednak najważniejsze wsparcie Rumunii miało charakter logistyczny. Nasz kraj ułatwił tranzyt broni dostarczanej do Ukrainy przez inne kraje europejskie, w tym Bułgarię. Rumunia umożliwiła również ukraińskim statkom korzystanie z rumuńskich portów w celu eksportu produktów na rynki europejskie i afrykańskie. W tym samym duchu, plany budowy lotniska między miastami Braila i Galati zostały przyspieszone w celu wzmocnienia sieci logistycznej na południowej granicy Ukrainy. Wreszcie, Rumunia odgrywa wiodącą rolę w szkoleniu ukraińskich pilotów w bazie lotniczej Fetești, gdzie utworzono europejskie centrum szkoleniowe dla samolotów F-16.
Z kolei strona ukraińska odpowiedziała na te wysiłki kilkoma decyzjami, które wzmocniły dwustronne partnerstwo. Najważniejszą z nich było uznanie języka rumuńskiego, a nie tak zwanego „języka mołdawskiego”, za oficjalny język mniejszości rumuńskiej w Ukrainie.
Istnieją oczywiście inne nierozwiązane kwestie dotyczące praw mniejszości rumuńskiej w Ukrainie, ale jestem przekonany, że zostaną one rozwiązane w najbliższej przyszłości. Niestety, kwestia ta została przejęta prawie wyłącznie przez suwerenistycznych polityków na arenie publicznej. Uważam to za poważny błąd strategiczny ze strony obozu proeuropejskiego, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że poszanowanie praw mniejszości narodowych jest jedną z podstawowych wartości Unii Europejskiej. Co więcej, Ukraina i tak jest zobowiązana do ich przestrzegania w ramach procesu akcesyjnego do UE.
Tak więc, pomimo tendencji suwerenistycznych, nasza obecna sytuacja w zakresie stosunków rumuńsko-ukraińskich jest znacznie lepsza niż przed 2014 rokiem.
Jakich zmian spodziewa się Pan w regionalnych relacjach Rumunii – z Polską, Węgrami i Ukrainą, jeśli następny prezydent Rumunii będzie suwerenistą i zwolennikiem pro-Weimarskiego Trójkąta? Jak zdefiniowałby Pan wybór w polityce zagranicznej, którego muszą dokonać rumuńscy wyborcy, decydując się na jednego lub drugiego kandydata – czy jest to wybór między Trójkątem Weimarskim a krajami zdominowanymi przez suwerenistów, czy też powinien on być zdefiniowany inaczej?
Na szczęście nie znajdujemy się już w krytycznej z grudnia 2024 r. Wtedy zwycięstwo Călina Georgescu oznaczałoby poważne zakłócenie wszystkich zagranicznych zobowiązań Rumunii, nie tylko w odniesieniu do Polski i Ukrainy. Rumunia będzie nadal ponosić konsekwencje decyzji o unieważnieniu wyborów prezydenckich, zwłaszcza w odniesieniu do swojego strategicznego partnera za granicą, który ostro skrytykował tę decyzję. Jednak jeśli chodzi o współpracę z krajami europejskimi, sytuacja nie jest już tak niepokojąca.
Jeśli spojrzymy na przedstawicieli nurtu suwerenistycznego, George’a Simiona i Victora Pontę, możemy zauważyć, że nie są oni całkowicie przeciwni dialogowi z europejskimi partnerami. Niezależnie od tego, czy mówimy o występach George’a Simiona u boku nacjonalistycznych przywódców europejskich, takich jak były premier Polski Mateusz Morawiecki lub obecna premier Włoch Giorgia Meloni, czy też o kadencji Victora Ponty w latach 2012-2015, żaden z tych przywódców nie wydaje się skłonny do podjęcia radykalnych zobowiązań, które zerwałyby więzi Rumunii z Unią Europejską. Nie mają też ku temu możliwości.
Chociaż często rysuje się podobieństwa między nimi a Viktorem Orbanem, często pomija się jeden ważny szczegół: skonsolidowaną kontrolę, jaką Orban zbudował nad własną partią przez lata. Dla porównania, George Simion znajduje się w delikatnej sytuacji. Suwereniści są podzieleni na trzy partie, z których dwie (POT i SOS) zostały założone przez ludzi otwarcie skonfliktowanych z Simionem, którzy w każdej chwili mogą wycofać swoje poparcie. Nawet w partii AUR, której przewodzi, krążą pogłoski o możliwym rozłamie między nim a drugim współprzewodniczącym, Claudiu Târziu.
Jeśli przyszły prezydent Rumunii będzie suwerenistą, najprawdopodobniej będzie dążył do uzyskania korzyści zarówno od partnerów europejskich, jak i od innych podmiotów, takich jak Chiny, z którymi będzie starał się wchodzić w interakcje bez podejmowania większych zobowiązań, które przyciągnęłyby reperkusje ze strony europejskiej. Jeśli chodzi o stosunki z Ukrainą i Rosją, decydującą rolę odegra pozycja USA i możliwa reakcja Unii Europejskiej. Suwerenistyczny prezydent, bez względu na to, kto nim zostanie, nie będzie inicjował żadnych działań. Raczej poczeka, aby zobaczyć, w którą stronę wieją geopolityczne wiatry.
Nie wiem, czy określenie „trójkąt pro-weimarski” jest w tym kontekście najwłaściwsze, ponieważ te trzy kraje, Polska, Niemcy i Francja, również zmagają się z wewnętrznymi falami wzrostów poparcia dla suwerenizmu i nie zawsze działają jako zjednoczony blok we wszystkich obszarach. Na przykład w debacie na temat energii jądrowej Rumunia stanęła po stronie Francji i Polski przeciwko Niemcom i Austrii. Co więcej, rumuńscy politycy sprzeciwiający się trendowi suwerenistycznemu niekoniecznie twierdzą, że są proniemieccy, profrancuscy czy propolscy, ale raczej określają się jako proeuropejscy lub proeuroatlantyccy. W tym sensie bardziej odpowiednią etykietą byłoby mówienie o politykach proeuropejskich czy o zwolennikach paktu ze Snagov.
Jeśli następny prezydent Rumunii będzie proeuropejski, należy oczekiwać, że polityka zagraniczna nie ulegnie większym zmianom w stosunku do dotychczasowego kierunku. Warto jednak zauważyć, że polityka zagraniczna promowana przez tradycyjną rumuńską klasę polityczną była raczej reaktywna niż proaktywna. Proeuropejski prezydent będzie podążał za kierunkiem wyznaczonym przez Brukselę, ale raczej nie będzie aktywnym graczem, z inicjatywą w promowaniu interesów Unii Europejskiej w regionie, tak jak robi to Polska, Litwa czy nawet Republika Mołdawii.
Wojna w Ukrainie doprowadziła do zawarcia strategicznego partnerstwa między Bułgarią a Rumunią w marcu 2023 roku. Co dalej w stosunkach rumuńsko-bułgarskich po wyborach prezydenckich? Kto lub co jest siłą napędową zmian w tych relacjach? Jak wielkie są ambicje obu krajów, aby je rozwijać i jakie są przeszkody?
To paradoksalne, że dwa sąsiadujące ze sobą, sojusznicze kraje o tak bliskiej kulturze i historii, które wspólnie przeszły przez procesy przystąpienia do NATO, Unii Europejskiej, a ostatnio także do strefy Schengen, podpisują strategiczne partnerstwo dopiero w 2023 r., i to w kontekście wojny na Ukrainie.
Chociaż nie znam szczegółowo polityki zagranicznej Sofii, uważam, że Bułgaria, podobnie jak Rumunia, przyjmuje reaktywną politykę zagraniczną. Oba kraje czekają na pojawienie się możliwości współpracy, zamiast samodzielnie inicjować dialog. Ten brak inicjatywy wydaje mi się główną przeszkodą w rozwoju stosunków rumuńsko-bułgarskich.
Wraz z podpisaniem strategicznego partnerstwa jestem przekonany, że stosunki dwustronne będą się nadal umacniać. Jest to ważny krok, który może utorować drogę dla nowych wspólnych projektów w dziedzinie bezpieczeństwa, zwłaszcza w regionie Morza Czarnego, energii i infrastruktury transgranicznej.
Jeśli chodzi o ambicje obu krajów dotyczące pogłębienia tych relacji, uważam, że ich strategiczna pozycja jako państw na wschodniej flance NATO, z wyjściem na Morze Czarne i częścią strefy Schengen, coraz bardziej przyciąga zainteresowanie partnerów euroatlantyckich, którzy chcą ściślejszej współpracy między Rumunią, Bułgarią i Turcją, co znajduje również odzwierciedlenie w strategii USA dla regionu Morza Czarnego. Wierzę, że elity polityczne w obu krajach kierują się kontekstem geopolitycznym, aby zintensyfikować strategiczne partnerstwo, co przyniesie korzyści obu krajom. Oczywiście chciałbym, aby coraz więcej inicjatyw współpracy pochodziło bezpośrednio z Bukaresztu lub Sofii, a nie tylko jako reakcja na presję zewnętrzną. Jednak aby tak się stało, musi być więcej dialogu między Rumunami i Bułgarami, i w związku z tym chciałbym z zadowoleniem przyjąć wysiłki podejmowane w celu stymulowania jak największej liczby rozmów między dwoma brzegami Dunaju.
Zdjęcie: Bogdan Cozma podczas konferencji (źródło: Bogdan Cozma)
Śledź kanał Cross-border Talks na YouTube! Śledź nasz profil na Facebooku i Twitterze! Jesteśmy również na Telegramie i mamy newsletter w serwisie Substack!
Podoba ci się to, co piszemy? Wesprzyj Cross-Border Talks albo kup nam kawę!