Irak 20 lat później: chaos i islam hipokrytów [CZ. 2]

To będzie długi wieczór. Bardzo długi. Ale jeszcze o tym nie wiem. Taksówkarz jest schludny, w środku jest czysto, nie czuć zapachu tytoniu. Chyba jedyne miejsce w kraju, gdzie się nie pali. „30 dolarów z lotniska do Bagdadu, proszę pana”. Chciałbym się targować. „Nie”, podnosi spokojnie rękę i wyciąga cennik.
Ze względów bezpieczeństwa – czytaj: ze względy na bomby i samochody-pułapki – w pewnym promieniu od lotniska bez przepustki nie jeżdżą żadne auta.

Zatrzymujemy się obok stanowiska dyspozytora, taksówkarz zabiera rachunek. Wszystko w porządku. Kiedy na lotnisko się przyjeżdża, sprawa jest nieco bardziej skomplikowana: samochody zatrzymują się w punkcie kontrolnym, gdzie sprawdzają je psy, a ciężko uzbrojona policja żartuje z kierowców i pasażerów. Funkcjonariusze czają się na szosie. Przy samym wejściu zatrzymują ponownie, każą ustawić bagaże w szeregu, gdzie stoją już torby wielu innych pasażerów, i czekać na owczarka niemieckiego. Jeszcze co najmniej dwie kontrole ze skanerem i już można kupić nędzną kanapkę za 10 dolarów. Wszystkie lotniska są podobne.

Przeczytaj też pierwszą część reportażu:

Morderstwo, które prawie wywołało wojnę

Ale. W tej chwili jestem jeszcze w drodze do Bagdadu, kiedy widzę coś, co sprawia, że zrywam się z miejsca niesioną mroczną ekscytacją, do której zdolni są tylko dziennikarze i agenci pogrzebowi. „Zatrzymaj się, zatrzymaj auto!” Nadęty kierowca tłumaczy mi, że to zabronione. „Zabronione czy nie, zatrzymaj się na chwilę, proszę!” Stajemy. Udaje mi się pstryknąć dwa zdjęcia.

Na postumencie stoi samochód, który 3 stycznia 2020 roku został rozerwany przez pocisk Hellfire R9X. Ciekawa nazwa dla broni, która zamiast wybuchać, wypuszcza sześć ostrzy uderzających w cel. Przerażające, ale zmniejszające ryzyko, że razem z wybranym celem zginą przypadkowe ofiary. A taki jest jeden z głównych zarzutów pod adresem wojsk USA: że gdy ogłaszają „precyzyjne eliminowanie przeciwników”, są też inni zabici.

Samochodem, którego szczątki mijałem, jechał Ghasem Solejmani, legendarny generał Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.

Samochód, w którym zginął Ghasem Solejmani w 2020 roku. Podświetlenie pomnika jest wyłączone, a w ciągu dnia taksówkarze odmawiają postoju, bo zobaczą ich kamery lub policja.

Betonowe bloki na ścianie obok samochodu wciąż noszą ślady odłamków. Obok namalowano twarz generała. Przekaz dla każdego przybywającego do kraju jest jasny… Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
„Straszne, straszne. To był wielki człowiek” – kierowca kręci głową. Pytam go, czy jest szyitą, a on pokazuje mi prawą rękę, na której wytatuowany jest miecz Zulfigar, słynna broń imama Alego. Dla szyitów to najświętsza postać, zaraz po Mahomecie. Tatuaże są kategorycznie zabronione w islamie. Teoretycznie.

Islam na własny użytek

Jak w większości krajów muzułmańskich, religia jest w Iraku zjawiskiem wysoce subiektywnym, wykorzystywanym jako narzędzie nacisku społecznego i politycznego. Po upadku Saddama i jego partii, która żelazną ręką narzuciła sekularyzm, pseudoreligijne partie i milicje wypełniły próżnię.

„Ktokolwiek mówił o religii – czekało go więzienie. Saddam wydawał rozkazy zamykania meczetów zaraz po modlitwach, aby Bractwo Muzułmańskie (red. – potężna międzynarodowa organizacja islamska wywodząca się z Egiptu) i inne grupy islamskie nie miały gdzie się spotykać” – powiedział mi Muhammad*, Irakijczyk, który przed inwazją w 2003 roku wyemigrował do Bułgarii.

W ciągu ostatnich 20 lat w kraju rozkwitły jednak wszystkie rodzaje islamu, od fanatycznie skrajnego po ostentacyjnie obłudny. Mimo to można powiedzieć, że społeczeństwo irackie jest raczej głęboko konserwatywne i patriarchalne niż głęboko religijne. Granica między jednym a drugim jest cienka jak czerwona nitka, ale jest. Zwłaszcza ludzie od czterdziestki w dół mają tendencję do przyjmowania tego, co w islamie jest wygodne i łatwe do osobistego użytku, a resztę wyrzucają. Tatuaże nie są rzadkością, podobnie jak spożywanie alkoholu.To ostatnie może się wkrótce zmienić, bo w marcu 2023 roku władze zaczęły zamykać sklepy monopolowe. Ustawa zakazująca picia została uchwalona jeszcze w 2016 roku, ale Irakijczycy nie przejęli się nią.

Nadal śmieją się z pytań o to, czy obawiają się akcji likwidacji sklepów z alkoholem. „To się nie stanie, Habibi”, odpowiada wytatuowany sprzedawca przez wąski otwór w szerokich metalowych drzwiach, przez który prezentuje mi swoją kolekcję importowanych amerykańskich ginów. „W Iraku co innego powiedzieć, co innego zrobić”.

Sklep monopolowy na bagdadzkiej Alei Saduna otworzył się po czwartej rano. Tak jak restauracje i kluby.

Oczywiście, większość Irakijczyków powie ci, że są religijni. Ale to nieprawda. Nie oznacza to, że nie są głęboko konserwatywni. Większość kobiet nie pracuje, rzadko wychodzą po zmroku w miastach, a molestowanie seksualne to poważne zjawisko, o którym mało kto mówi. Najczęściej zdarza się w domach, a kiedy słyszę, jakie formy przybiera, czuję mróz na plecach.

Padłaś ofiarą molestowania? Trzymasz gębę na kłódkę. Powiedzenie o tym na głos tylko pogarsza sytuację. Nikt nie jest po twojej stronie, jeśli jesteś kobietą. Żaden brat, ojciec, wujek. Bardzo często sami są gwałcicielami. Jakiś czas temu była taka wstrząsająca sprawa… Sąsiad zgwałcił 6-letnią dziewczynkę. A potem to matkę oskarżono o nieprzyzwoite ubieranie córki

– opowiada Rahma w kawiarni w zamożnej dzielnicy Mansur. Tylko w takich miejscach jak to, gdzie gromadzą się bardziej liberalni i zamożni ludzie, możemy o tym porozmawiać. „Gdzie w islamie jest to głoszone? A ludzie, którzy twierdzą, że są wierzący, robią to. Ja nie wierzę w islam. To kłamstwo” – dodaje.

Wiara na sprzedaż

To, co zostało powiedziane do tej pory, to rażące uogólnienie, konieczne do celów sprawozdawczych. Religia w Iraku różni się w zależności od miasta, dzielnicy i domu. Około 60% ludności to szyici. Znaczna część z nich podąża za irańską propagandą. Jednak jeszcze większa część jest zdecydowanie przeciwna wpływom Teheranu i popiera lokalnego przywódcę szyickiego, Muktadę as-Sadra. Większość jednak nie lubi ani jednego, ani drugiego.

Tego typu pierścienie są bardzo popularne w Iraku i noszą je nie tylko religijni mężczyźni. Podczas gdy w Iranie są one pewnym znakiem, że mężczyzna jest głęboko wierzący. W krajach Maghrebu (Libia, Tunezja, Algieria, Maroko) patrzy się na nie niechętnie, a pierścienie z wkładkami są w niektórych miejscach wręcz zakazane przez władze, gdyż są symbolem radykalnego islamu.

Z pewnością dotyczy to pozostałych około 40% społeczeństwa, którzy są sunnitami. Wśród nich tylko 25% to Arabowie. Reszta to Kurdowie, jest też pewna liczba Jazydów i Turków. Do tego dochodzi 3-4% chrześcijan i wyznawców innych religii, przede wszystkim jezydów (to z nich Państwo Islamskie robiło niewolników, a kobiety siłą wydawało za mąż za swoich bojowników).

Przed 2003 rokiem Bagdad był miastem w przeważającej mierze sunnickim. Po krwawych czystkach ostatnich 20 lat jest obecnie w przeważającej części szyicki. Nie sposób dokładnie określić, ile i które milicje wspierają Iran lub któregoś z lokalnych watażków.

„Mamy co najmniej 100 milicji. I wszystkie są szyickie. Te sunnickie zjednoczyły się lub zostały wchłonięte przez ISIS, które zostało zniszczone. Ale ciągle się rozpadają, łączą, zmieniają wierność. Chodzi o pieniądze i interesy. Nawet jeśli w swoich działaniach głoszą szyicki islam jako naczelną zasadę. Nienawidzę tych nieudaczników”

– powiedział Ali, pochodzący z Bagdadu dwudziestolatek.

Kościół w stołecznej dzielnicy chrześcijańskiej Al-Dora. Wokół niego znajdują się szpital, przedszkole i szkoła. Z dawnej liczby 1,5 miliona chrześcijan, pozostało ich w Irakuzaledwie 250 tysięcy. Większość uciekła podczas wojny z ISIS. Sam Bagdad został opuszczony przez większość chrześcijan podczas wojen od 2003 roku. Szacuje się, że ze 150 tys. osób pozostało obecnie około 10 tys.

Tak się składa, że większość członków i sympatyków bojówek i partii staje się nimi z konieczności – bo są bezrobotni, bo ich życie jest zagrożone, bo czują się zakompleksieni i potrzebują jakiejś wspólnoty, bractwa, które da im siłę i pewność siebie. Imamom, mułłom, ajatollahom w to graj. Żeby osiągnąć w Iraku jakiś sukces, trzeba pokazać, że jest się religijnym – nawet jeśli się nie jest. Najbardziej ślepo religijne są najbiedniejsze i najbardziej niewykształcone grupy społeczne.

Różnica między sunnitami a szyitami

Zanim będziemy kontynuować, jesteśmy zobowiązani wyjaśnić, kim są szyici i sunnici. Najkrótsza i najbardziej gorsząca dla specjalistów odpowiedź: to muzułmańska wersja prawosławnych i katolików.

Teoretycznie rzecz biorąc, spór ma charakter teologiczny. Po śmierci proroka Mahometa jego wyznawcy spierają się o to, kto ma prawo zastąpić go na czele kalifatu. Jedni twierdzą, że powinien to być jego najbliższy zwolennik, Abu Bakr (jego imię przyjął przywódca Państwa Islamskiego, Abu Bakr al-Baghdadi, który zginął 27 października 2019 r. w Syrii). Potem nazwano ich sunnitami. Inni uważają, że następcą powinien zostać zięć Mahometa, Ali, a po nim kolejni imamowie. Tych z kolei nazwano szyitami.

Praktycznie rzecz biorąc, spór dotyczy władzy i bogactwa. Zawsze tak było. Oba odłamy islamu różniły się początkowo minimalnie pod względem religijnym, a zmiany powstawały z biegiem lat zgodnie z tradycjami i doktrynami wiodących mocarstw. Tak czy inaczej, spór polityczny sprzed 1400 lat trwa do dziś w pełnej krasie. Centrum islamu szyickiego jest Iran. Sunnickiego – Arabia Saudyjska. Szyici stanowią zaledwie ok. 10% wszystkich muzułmanów (poniżej 200 mln), są większością w Iranie, Iraku, Libanie, Bahrajnie (gdzie miejscowa monarchia jest sunnicka i głęboko się tym niepokoi) i Azerbejdżanie. Sunnici, około 1,4 mld ludzi, dominują w pozostałych krajach.

Widok z hotelu Diwan na aleję Saduna w Bagdadzie, rzut kamieniem od rzeki Tygrys. Ta część miasta nie należy do najbardziej prestiżowych, jest za to pełna hoteli, barów, sklepów monopolowych i prostytutek. Ceny noclegów zaczynają się od 25 dolarów za noc i dochodzą do ponad 200 dolarów. Jednak jakość w hotelach (i większości domów) jest wyjątkowo niska. Pokoje w większości hoteli w tym kraju nie są sprzątane, brakuje hotelowych udogodnień, a rezerwacje to iluzja. Dopóki się nie zameldujesz, nie jesteś pewien, czy dostaniesz pokój. A hotele są pełne!

Dosłownie rzecz ujmując, spór przypomina wojnę o jajko Liliputa, której świadkiem był Guliwer.

„Spór jest bez sensu, wszyscy jesteśmy ludźmi. Islam jest religią, która wyraźnie głosi pokój i tolerancję. Wszystko inne jest kłamstwem i nie jest islamem. Prawdę mówiąc, zdałem sobie sprawę, że jestem sunnitą, gdy byłem już dorosłym mężczyzną. Może to zabrzmi wstydliwie i głupio, ale w czasach Saddama nie miało znaczenia, czy jesteś sunnitą czy szyitą. Nawet nie znaliśmy różnic

– mówił mi Muhammad.

Nocą na ulicach Bagdadu

Do hotelu Divan docieramy około drugiej, trzeciej nad ranem. To hotel prowadzony przez jazydów, widać to nawet po twarzach obsługi. Wyraźnie różnią się od Arabów i Kurdów. Nie żeby to miało jakieś znaczenie.

W tym miejscu muszę podkreślić, że Irakijczycy są jednym z najbardziej uprzejmych i życzliwych narodów, z jakimi się zetknąłem. Kolejny paradoks chaosu, który może istnieć tylko tutaj. Tym bardziej zastanawiający, że jeszcze kilka lat temu kraj ten był sceną jednych z najgorszych masakr na świecie.

„Pamiętam pewien poranek około 2007-2008 roku, kiedy wojna między milicjami szyickimi i sunnickimi w Bagdadzie była w pełnej krasie. Miałam około 15 lat. Zaraz po drugiej stronie ulicy od nas, po przeciwnej stronie chodnika, znajdował się sklep mięsny. Obudziłem się i wyjrzałem przez okno. Na hakach z mięsem wisiało około 10 martwych żołnierzy. Wróciłem do swojego pokoju. Co miałam niby zrobić? W tamtych latach można było zginąć za przejście po niewłaściwej stronie chodnika

– tłumaczy Rahma z suchym uśmiechem.

Haki na mięso w Bagdadzie.

Z tą życzliwością i uprzejmością wytłumaczono mi, że rezerwacje hotelowe robi się rzadko, a ja nie miałem pokoju. Mimo, że miałem zarezerwowany. Zaproponowano mi, żebym spędził noc w lobby. Odmówiłem. Postanowiłem przejść się nocą po ulicach Bagdadu. Haki na mięso wciąż były widoczne nad zatrzaśniętymi tu i ówdzie sklepami. Teraz były puste.

A Bagdad tętnił życiem…

*Wszyscy moi rozmówcy w Iraku, a nawet Irakijczycy żyjący za granicą prosili o zmianę imion i nierobienie im zdjęć. Obawiają się politycznych represji, a nawet zamachów na swoje życie.

Artykuł ukazał się pierwotnie w języku bułgarskim na portalu KlinKlin. Jest to część cyklu reporterskiego Kałojana Konstantinowa. Wszystkie fotografie również są jego autorstwa.

About The Author

1 thought on “Irak 20 lat później: chaos i islam hipokrytów [CZ. 2]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: