Amerykańskie związki zawodowe mają pieniądze. Rumuńskie nie

O ruchu związkowym w Stanach Zjednoczonych, o tym, jak wśród Amerykanów coraz słabsze są antyzwiązkowe uprzedzenia i jak związki zawodowe odpowiadają na obecny kryzys, wywołany rosyjską inwazją na Ukrainę, mówi Radu Stochița, rumuński aktywista związkowy, rzecznik centrali związkowej Cartel Alfa, obecnie studiujący w USA.

The protest of the workers in the Bucharest’s land public transport disturbed the life in the capital (source: YouTube)

CbT, 01.04.2022

O ruchu związkowym w Stanach Zjednoczonych, o tym, jak wśród Amerykanów coraz słabsze są antyzwiązkowe uprzedzenia i jak związki zawodowe odpowiadają na obecny kryzys, wywołany rosyjską inwazją na Ukrainę, mówi Radu Stochița, rumuński aktywista związkowy, rzecznik centrali związkowej Cartel Alfa, obecnie studiujący w USA.

To jest wywiad wideo z polskimi napisami.

Witajcie! Dziś rozmowa w ramach Cross-Border Talks odbywa się bez Małgorzaty, ale spotykamy się na drugą część dyskusji z Radu Stochițą. Dalej mówimy o związkach zawodowych, tym razem skupimy się na USA.

Radu Stochita jest najmłodszym i prawdopodobnie najbardziej znanym w swoim pokoleniu znawcą tematyki związkowej w Rumunii. Jest związany z Cartel Alpha, jednym z wiodących związków zawodowych w Rumunii. Obecnie również studiuje w Stanach Zjednoczonych. Tak więc, Radu, witam Cię ponownie. Ale, jeśli pozwolisz, zacznijmy najpierw od ważnych wydarzeń, które teraz właśnie mają miejsce. Oczywiście są to wydarzenia o bardzo negatywnym zabarwieniu. Chodzi oczywiście o wojnę na Ukrainie. Łączysz się z nami z Maine w USA. Jakie obserwujesz reakcje wśród ludzi których spotykasz? Jak ta wojna z naszego regionu odbija się echem w miejscu w którym się znajdujesz?

Oczywiście. Dziękuję bardzo. To całkiem zabawne, że powiedziałeś, że jestem jednym z najsłynniejszych związkowców mojego pokolenia. Wątpię w to, ale prawda jest taka, że utknąłem między dwoma miejscami – Maine w USA i Rumunią, gdzie pracuję dla Cartel Alpha.

Wojna na Ukrainie w obu tych miejscach jest postrzegana nieco inaczej. Rumunia znajduje się bardzo blisko Ukrainy, co sprawia, że wojna jest dość gardłową sprawą, przynajmniej dla ludzi z moich kręgów, moich przyjaciół, mojej rodziny. Gdy mówimy konkretnie o związkach zawodowych to te natychmiast się zmobilizowały i wydały oświadczenia przeciwko wojnie na Ukrainie. I nie mówimy tu tylko o Stanach, Unii Europejskiej, Międzynarodowej Konfederacji Związków Zawodowych, gdzie możemy sobie pozwolić na duży rozgłos. W Rumunii jest więcej federacji związków zawodowych i niektóre z nich posunęły się nawet do stwierdzenia, że ich członkowie, którzy mieli zniżki w niektórych firmach, takich jak rosyjskie firmy sprzedające gaz, powinni jak najszybciej przestać używać tych kart rabatowych, by w ten sposób bojkotować rosyjski kapitał w regionie.

Tutaj w Maine jest trochę inaczej. Chodzę na studia które, powiedziałbym, są bardzo liberalne. Więc ludzie są zaniepokojeni tym problemem. Wielu czuje potrzebę zabrania głosu w sprawie – opowiedzenia się po którejś ze stron. Ale myślę, że wciąż brakuje nam szerszego ekonomicznego zrozumienia kontekstu spraw, zwłaszcza gospodarczego, wśród osób w moim wieku. Ale, powtórzę się, tylko w tym bardzo małym, wyizolowanym kontekście. Jeśli pytasz o związki zawodowe to te szybko się zmobilizowały, przynajmniej w mediach społecznościowych oraz oświadczeniach prasowych. Wydaje się więc, że w związku z kryzysem na Ukrainie istnieje bardzo silne poczucie solidarności wśród związkowców. Nie oznacza to, że wszyscy będą popierać ukraińskie władze, ale powiedziałbym, że związki jako całość udowodniły, że kiedy następuje wydarzenie na taką skalę, można na nie liczyć. Wszystko może zacząć się liczyć, być na pierwszym miejscu, kiedy ludzie podejmują działania.

To, co mówisz, wskazuje na internacjonalizm ruchu robotniczego i wspaniale, że są w to zaangażowane również organizacje, do których należysz. Czy możesz opisać, jakie są główne cechy związków zawodowych, które obecnie obserwujesz? W ramach kontekstu powiem tylko, że w 1983 roku około 20 procent pracowników w USA należało do związków. Natomiast w 2020 roku, na początku kryzysu koronawirusowego, poziom uzwiązkowienia wynosił poniżej 11 proc. To może być wskazówka, że związkom zawodowym zadano cios neoliberalną polityką, którą wszyscy znamy z naszych krajów. Ale z drugiej strony wiemy też, że tendencja socjalistyczna czy lewicowa w USA, zwłaszcza wśród ludzi młodych, w twoim wieku i trochę starszych, również się umacnia. Jak byś więc opisał stan tej tendencji w Stanach?

Trudno mówić o zjednoczonej lewicy. Myślę, że ludzie mający tendencję do dostosowywania się do lewicowych ideałów, mają ogromne pragnienie nazywania wszystkiego lewicą. Powiedziałbym, że związki zawodowe to bardzo specyficzny przypadek. I tu masz rację, rzeczywiście obserwujemy tendencję spadkową w liczbie członków, zwłaszcza w sektorze prywatnym. Sektor publiczny wydaje się być nieco bardziej stabilny, ale i tak tylko trochę, ponieważ związki zawodowe straciły wielu członków, szczególnie w 2021 r., w wyniku covidowych nakazów, takich jak nakazy szczepień, które niektóre związki poparły. Straciły część członków wśród pielęgniarek i policjantów. Również niektóre z ich związków, na przykład Międzynarodowy Związek Pracowników Służb Mundurowych (SEIU) – jeden z największych związków w kraju, zostały poproszone o uwzględnienie klauzul przeciwko niesprawiedliwości rasowej, co sprawiło, jak sądzę, że część uzwiązkowionych policjantów powzięło niechęć do ich misji. Więc zrezygnowali.

Jest faktem rezygnacja z uczestniczenia w ruchu związkowym. Ale z drugiej strony, co jest bardzo ważne, jest to również fakt, że nigdy nie zaobserwowano tak dużego zainteresowania związkami zawodowymi wraz z ich pozytywną oceną od 1965 roku, a może nawet od 1947 roku. Publikowany co roku sondaż Gallupa wykazał, iż gdzieś pomiędzy 60-65 procent respondentów ma zasadniczo przychylne zdanie na temat związków zawodowych.

Chciałbym opowiedzieć o kilku bardzo konkretnych przypadkach, abyśmy mogli zrozumieć, jak to się dzieje. W Starbucksie organizowane są obecnie związki zawodowe i to w co najmniej 100 lokalach, co jest czymś bardzo wyjątkowym, ponieważ Starbucks wcześniej nie miał silnej związkowej reprezentacji. Ale teraz ludzie wzięli sprawy w swoje ręce i zdali sobie sprawę, że chcą przyzwoitych warunków życia. Może to co teraz powiem będzie zbyt osobiste, ale myślę, że gdybym miał pracować w Starbucksie, nie chciałbym myśleć o tym tylko jako o pracy tymczasowej. Chciałbym, żeby to stało się prawdziwą pracą. Nie podoba mi się to, że bycie baristą w tych miejscach wygląda na coś, przez co musisz przejść, aby iść pracować gdzieś indziej.

Myślę, że pracownicy też walczą o to, aby mógł to być bardziej stabilny zawód pod względem zatrudnienia, ponieważ w niektórych regionach kraju praca w Starbucks może być jedyną alternatywą. W części stanu Maine w którym mieszkam tak nie jest. Wokół jest kilka fabryk i kilka supermarketów, więc ludzie mogą zmieniać miejsca pracy. Ale wyobraź sobie, że masz tylko Starbucks lub Walmart, typowe dwie amerykańskie firmy – przemysł kawowy i handel detaliczny. Trzeba wybierać między tymi dwoma i żadna z nich nie jest uczciwą firmą – w takiej sytuacji chce się wtedy powalczyć o lepsze warunki pracy.

Coś bardzo ciekawego dzieje się teraz ze związkami zawodowymi i przemysłem gier wideo. Prowadzę badania nad branżą gier wideo i zauważyłem, że obecnie jest większe zainteresowanie tworzeniem związków zawodowych wśród twórców gier wideo a graczy wydają się bardzo wspierać te decyzje, szczególnie w związku z ostatnim skandalem, który miał miejsce w Activision Blizzard King, jedną z największych firm z branży gier wideo, które produkują na przykład gry World of Warcraft, Starcraft II, Overwatch czy Candy Crush, gdzie pracownicy próbowali przez ostatnie miesiące mocno uzwiązkowić swoje miejsce pracy, co było obserwowane wcześniej, ale nigdy w takim stopniu i nie było tak szeroko komentowane w mediach w przeszłości.

Więc to, co obserwujemy dzisiaj, to także zainteresowanie nowymi obszarami uzwiązkowienia, które niekoniecznie były szczególnie prozwiązkowe lub gdzie nie było wcześniej silnej obecności związkowej. I z tym związane jest też duże zainteresowanie ze strony prasy na tematy związkowe i nie były to bynajmniej artykuły napędzane przez lewicę i jakiekolwiek, powiedzmy, socjalistyczne wartości. Bo jeśli ktoś do Ciebie podejdzie i powie: Hej, musisz wierzyć w socjalizm i tak dalej, zapewniam cię, że pracownik cię spoliczkuje lub nie, a już na pewno powie, że nie chce o tym słyszeć. Wynikiem kryzysu gospodarczego jest też to że ludzie nie mogą już żyć z tego, co robią. To nieprawdopodobne i całkowicie oburzające. Przy tej stopie inflacji zwracają się do nowych metod, albo rezygnują masowo z pracy, nazywając to wielką rezygnacją, albo wstępują do związków. Tak czy inaczej w obu przypadkach zwiększają swoją siłę jako pracownicy.

OK, pozwól mi zadać bardziej ideologiczne pytanie: wyrosło już w Stanach pokolenie ludzi, dla których socjalizm był czymś w rodzaju najgorszej rzeczy. Bycie komunistą sugeruje, że jesteś w jakiś sposób antyreligijny, niereligijny. To jest już coś takiego jak piętno. Jak można to przezwyciężyć, biorąc pod uwagę, że ludzie wydają się organizować w ten sposób? Ludziom mówiono od lat, aby nienawidzili socjalizmu, jak wtedy zaczynają stawać się lewicowcami?

Muszę powiedzieć, że to bardzo dziwne rozumowanie, ponieważ nie wszyscy członkowie związków zawodowych są socjalistami. To jest rzecz, którą musimy ustalić od samego początku. W rzeczywistości jest dużo więcej osób o konserwatywnych przekonaniach w ruchu związkowym, niż chcielibyśmy sądzić. Wielu z nich w rzeczywistości nie jest republikanami ani liberałami, jak nazywamy ich w Rumunii. Dzieje się tak, dlatego iż niektórzy z tych ludzi, którzy wstąpili w szeregi związkowe, którzy są socjalistami, są również w większych organizacjach, takich jak DSA. Więc wykonują swoją socjalistyczną robotę tam, gdzie promują idee socjalizmu, a potem wykonują bardziej praktyczną pracę w terenie wewnątrz związków, jeśli tylko chcą to robić.

Na pewno są związki, które otwarcie wypowiadają się na temat swoich socjalistycznych przekonań. Popierają sprawy takie jak wolna Palestyna, oraz troszczą się o wszystkie sprawy, z którymi kojarzy się nam lewica. Ale to wciąż jest zupełnie wyjątkowe i wzmacnia morale. Ale jeśli mówimy o ideologii, staje się to bardziej modne. Chciałbym teraz porozmawiać o współczesnych ideach lewicowych.

Wciąż jest trochę represywnej atmosfery. Rzeczywiście, nadal nie można ujawnić się jako komunista. To niemożliwe. W tym kraju dość trudno nazywać się komunistą. Ale obywatele wraz z pojawieniem się Berniego Sandersa z pewnością mieli okazję do rozmów, otwartej dyskusji o wartościach socjalistycznych. Mamy więc mieszkańców na Zachodnim Wybrzeżu, np. w Portland w stanie Oregon, gdzie dyskutowanie o tych wartościach jest jeszcze łatwiejsze niż gdziekolwiek indziej w USA. Mamy też dziedzictwo ruchu praw obywatelskich i ruchu wolności słowa z Berkeley w Kalifornii, a nawet z Południa gdzie ta droga została rozpoczęta. Często bardzo ważne jest docieranie do ludzi nie tylko w kategoriach ideologii.

Myślę, że my na lewicy mamy obsesję na punkcie ideologii. Nieważne czy jesteśmy socjalistami czy komunistami. W wielu przypadkach chcesz się z czymś identyfikować, aby być częścią grupy. Byłem tego świadkiem u moich znajomych, sam tego doświadczyłem w przeszłości. Miałem obsesję na punkcie samoidentyfikacji tylko po to, by poczuć, że gdzieś należę. I kończy się to tak, że przez lata tylko dyskutujemy. A mogę śmiało powiedzieć, że pracowników to nie obchodzi. Możesz być w stanie pozyskać więcej pracowników po swojej stronie, rozpoczynając rozmowę i mówiąc: „Cześć, nazywam się tak i tak. Jestem socjalistą, komunistą, anarchistą czy kimkolwiek innym”, i wtedy zaczną być zaciekawieni.

OK. Oczywiście ludzie w świecie kapitalistycznym są bardzo pragmatyczni, znają przede wszystkim interes swój i interesy ekonomiczny. Więc zawsze łatwiej jest się zorganizować wokół wspólnego ekonomicznego interesu.

Masz dużo praktyki we wzajemnej komunikacji. Masz newsletter. Piszesz komunikaty prasowe, artykuły w Rumunii. Nie mogę nawet wszystkiego zliczyć. Współpracowałeś także z The Barricade. Czy możesz więc dokonać porównania praktyk, które zaobserwowałeś w związkach zawodowych w USA i Rumunii? Co jest widoczne natychmiast? Jakie są różnice? Jakie podobieństwa?

To bardzo proste! Różnica to pieniądze. Ameryka ma mnóstwo pieniędzy, Rumunia nie. Właśnie tak! Ludzie uwielbiają myśleć, że chodzi o ideologię. Owszem, ja nie jestem do końca reprezentatywny, bo ja chcę pracować na rzecz innych. Pracując dla związków zawodowych raczej nie zrobię fortuny. Ale… w USA jest mnóstwo pieniędzy na różne projekty. Związki też mogą z tego korzystać. W Rumunii tego nie ma. I nie chodzi o liczbę członków czy coś takiego. Po prostu nie ma takich pieniędzy.

W Rumunii nie mamy wsparcia państwa. Nie mamy możliwości inwestowania, którą mają związki w USA. Nie mamy takich funduszy strajkowych. To są zupełnie inne możliwości. Dlatego nie chcę skupiać się tylko na ideologii. Z drugiej strony, rumuńskie związki były potężne w latach 90. i w pewnym sensie nadal są. Musimy być im wdzięczni za to, że nie przeszliśmy tak agresywnej, wręcz brutalnej terapii szokowej, jaką przeszły inne kraje. Tak, to związki mówiły „Hej, hej, zwolnijcie z tą prywatyzacją”. I chwała im za to! Są potężne i dobrze.

Związki zawodowe w USA mają ciągłość historii od czasów wojny secesyjnej do dzisiaj. To jest 150 lat. Praktycznie nie było w tej historii takich punktów zwrotnych, jak u nas, gdzie najpierw były lata 40. i zerwanie z faszyzmem, a potem komunizm, rok 1989 i kolejna transformacja, przejście do demokracji, jeśli wolisz. W każdym systemie związki musiały działać inaczej. Niektóre do dziś zachowują schemat działalności z czasów komunizmu. Generalnie związki rozrosły się w ogromne federacje, które można śmiało nazywać organizacjami parasolowymi. Myślę, że związki mobilizują się dużo częściej przez ostatnie dwa lata. Myślę, że w końcu zrozumiały, przynajmniej w warstwie komunikacyjnej, że nie można tylko siedzieć bezczynnie i działać jak organizacja, która przyjmuje skargi. Tak nie można. Jeśli mamy naprawdę o coś walczyć, nie możemy po prostu czekać, aż to pracownik przyjdzie i poprosi: Szef mnie prześladuje, czy nie moglibyście napisać w mojej sprawie petycji, a może terytorialna organizacja zawalczyłaby o moje prawa?

To jest dobre. Ale musimy być bardziej bojowi i myślę, że to właśnie teraz próbujemy robić. Aczkolwiek staram się wymagać dużo od siebie i myślę, że jesteśmy bardzo, bardzo daleko od miejsca, w którym powinniśmy być. Ta myśl mnie nie powstrzymuje. W zasadzie ona mnie napędza! Mamy już cel: być bardziej bojowi. To jest przynajmniej cel związku, dla którego pracuję. I myślę, że w USA również musimy pracować bardzo ciężko. Wszędzie jest podobnie. Wszędzie bojowe związki zawodowe zmieniły się po prostu w miejsca, które zbierają skargi pracowników, a pracownicy opłacają składkę, ewentualnie raz w miesiącu przychodzą, żeby związkowcy rozwiązali ich problemy.

Nie ma tej bojowości. Ona wraca, owszem. I to jest pozytywne, że chcemy działać, a nie tylko marzymy o socjalizmie, w którym każdy przychodzi do fabryki i mówi: Cześć, jestem członkiem związku zawodowego! A inni odpowiadają mu: świetnie, kochamy cię! Musimy pracować. Pracować razem. Uważam jednak, że potencjał jest ogromny.

To, czego nie znoszę na lewicy – naprawdę nie znoszę – to pesymizm. Naprawdę go nie cierpię! Nie cierpię, kiedy ludzie skupiają się na negatywnych kwestiach, na nostalgii za przeszłością, kiedy popadamy w kolejną ideologiczną dyskusję. Jest coś takiego, co Walter Benjamin nazwał lewicową nostalgią – kiedy mamy obsesję na punkcie przeszłości. Ciągle myślimy o chwalebnej przeszłości albo analizujemy wszystko w kategoriach klęsk. Zapominamy żyć teraźniejszością i dostrzec, co mamy w ręku dziś.

Może nie mamy najsilniejszych związków jak ludzie sprzed 60 lat. Ale to nie znaczy, że mamy przestać działać. Dobrze, nie mamy ich. No i co z tego? To nie znaczy, że trzeba się poddać! Czasem wydaje mi się, że wróciliśmy z powrotem do lat 20. XX wieku i dopiero budujemy od podstaw silne związki. Nie mamy tego, co mieli ludzie w latach 60., dopiero to tworzymy. Jest trudno? Dobrze, ale to nie wymówka. Tak mnie wychowała moja mama, bardzo bojowa osoba. I tak bym właśnie określił własne lewicowe wartości.

Zajmijmy się teraz kwestią reform, odnawiania tych tendencji, o których mówisz. Tematem zmiany, zmiany na lepsze, progresywnych przemian w społeczeństwie. Zmiana po prostu musi zachodzić. Myślę też, że Twoje podejście – spojrzenie w przyszłość, energia, ambicja – to jest też podejście bliskie wartościom Cross-Border Talks. Spójrzmy zatem na perspektywę zmian. Jakie są Twoje plany na ten rok? Co będziesz robił dalej jako aktywista, jako student? Jak chcesz przyczyniać się do zmian na lewicy i w związkach zawodowych?

Sporo zmienił już kryzys na Ukrainie, który trzeba rozwiązać jak najszybciej. To nagranie powstaje w pierwszych dniach wojny. Pracując jako specjalista ds. komunikacji w jednym z NGO-sów w USA zacząłem również organizować wsparcie finansowe dla ukraińskich uchodźców, jacy przybędą do Rumunii. Ogólnie zachęcam wszystkich do zaangażowania się. Jeśli macie czas, zaangażujcie się, pomagajcie jakoś tym ludziom, nie siedźcie z założonymi rękami. Bo w tym konflikcie nie chodzi tylko o nich. Chodzi o nas wszystkich. Myślę, że ludzie zapominają, jak mocno wszyscy odczujemy sankcje ekonomiczne. W Europie, na świecie, wszędzie.

Poza tym ciągle jestem zaangażowany w działalność Cartel Alfa. Walczymy, by rząd ratyfikował konwencję Międzynarodowej Organizacji Pracy, konwencję 1.0 przeciwko molestowaniu i przemocy w miejscu pracy. To bardzo paskudny problem, do tej pory o molestowaniu i przemocy w pracy nie zbierano nawet poważnych danych. Tymczasem ostatnie badanie, które przeprowadziła w Rumunii jedna z firm rekruterskich, pokazało, że przemocy seksualnej w miejscu pracy doświadczyło 44 proc. pracowników i pracownic!

Nie da się obronić tezy, że to jest jednostkowy problem! A tymczasem rumuński rząd nie zbiera żadnych oficjalnych danych, nie mamy żadnych raportów. Raz na pięć lat jeden z NGO-sów łączy siły z jedną z agencji rządowych i powstaje jedna publikacja. I to wszystko! Osobiście jestem zdumiony, że jeszcze nie ratyfikowaliśmy tej konwencji. Przecież ona istnieje od dawna. Walczymy o to razem z kilkoma NGO-sami, z którymi i ja blisko współpracuję. Robimy świetną robotę razem z Aleg, Georgianą Epure i innymi. To jedne z najodważniejszych, najbardziej bojowych aktywistek związkowych, jakie poznałem, aktywne „w realu” i w mediach społecznościowych, walczące o reformy, rozumiejące, że potrzebujemy prawdziwych reform, a nie ładnych słówek od rządu!

Jeśli mogę sobie pozwolić na taki osobisty akcent… Chciałbym powiedzieć, że próbuję zarażać ludzi optymizmem. Mam to szczęście i przywilej, że trafiłem do USA i z tej perspektywy mogę widzieć cały nihilizm, jaki cechuje ludzi w mojej ojczyźnie. O tym zresztą z wieloma ludźmi tutaj rozmawiałem. Chcę z tym walczyć, gdyż czasem takie podejście jest kontrproduktywne. Dla mnie jest bardzo dziwne, że ludzie w moim i Twoim wieku w pewnym momencie stają się pesymistami i tracą zarówno wiarę w cokolwiek, jak i chęć, by walczyć. A ja uważam, że jesteśmy coś winni poprzednim pokoleniom, naszym przodkom. Nie konkretnie rumuńskim i bułgarskim przodkom, tylko ludziom, którzy kiedyś walczyli o lepsze warunki pracy i o bardziej sprawiedliwe społeczeństwo. My wiele z tych osiągnięć uważamy za coś, co po prostu jest, uważamy, że nasze prawa po prostu zawsze tu będą.

Takie są moje plany.

Jestem przekonany, że jeśli chcemy zmieniać coś wokół nas, potrzebujemy sojuszników, koalicjantów. Życzę ci więc, żebyś znalazł takich sojuszników, drużynę. W każdej sprawie, w którą jesteś zaangażowany. Pozostańmy w kontakcie i być może będziemy jeszcze mieli okazję podyskutować.

Dziękuję, Władimir! Dziękuję też wszystkim, którzy słuchali rozmowy.

Czytaj po angielsku!

Czytaj po rumuńsku!

Subskrybuj kanał Cross-border Talks na YouTube! Śledź stronę bloga na Facebooku!

About The Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *